Przygotowania, planowanie, setki wymienionych wpsiów i rozmów telefonicznych z Inez - główną organizatorką oraz Ewą - naszą gospodynią, właścicielką przepięknego ziołowego ogrodu, miało swój finał.
Chyba każdy miał obawy, jak to będzie czy wszystko się uda, czy będzie pogoda, czy ludzie będą zadowoleni.
Mieliśmy swoje wyobrażenie jak to będzie a w głowach wspomnienia z I zlotu zielarskiego sprzed roku.
Jednak wszystkie obawy okazały się niepotrzebne a rzeczywistość przerosła najśmielsze wyobrażenia.
Nic złego się nie przytrafiło, pogoda była przepiękna, ludzie sympatyczni i życzliwi a ilość ziół w ogrodzie Ewy niepoliczalna.
Do końca prawie nie było wiadomo czy prof. Łukasz Łuczaj będzie mógł nas odwiedzić.
od lewej: prof. Łukasz Łuczaj, ja i Inez
Decydujący był fakt, że na zlocie zjawili się także Ania i Artur - prof. Łuczaj bardzo chciał się z nimi spotkać.
Autorzy wspaniałego bloga Oblicza Gruzji i zlotowego kina stodołowego - zaprowadzili nas do pieknej Gruzji poprzez multimedialny pokaz pod gwiazdami wyświetlany na drzwiach stodoły - niezapomniana atmosfera :). Kino było okraszone obrazem, dźwiękiem ale i zapachem swańskiej soli robionej na miejscu.
Łukasz Łuczaj zjawił się w sobotę i był z nami przez 2 dni. Dzielił się swoją wiedzą z każdym kto tylko zadał pytanie, sam też przyglądał się i przysłuchiwał zlotowiczom.
rośliny w ogrodzie Ewy i Jurka - gospodarzy, którzy gościli nas wspaniale w swoim uroczym obejściu
prof. Łuczaj opowiada nam o roślinach w terenie
Na zlocie było do wyboru sporo warsztatów praktycznych i wykładów teoretycznych. Były masaże, terapie, kosmetyki, tloczenie oleju, robienie mydeł i powideł, konkurs nalewkowy i gry na gitarze, ziołowe opowieści i survivalowe sposoby na przetrwanie bez prądu i bieżącej wody.
Małgosia zabrała nas do lasu i opowiedziała o drzewach, ptakach, o ściółce, gospodarce leśnej, co robić kiedy się zgubimy i o niebezpieczeństwie pożarowym.
Na pewno pominęłam jakieś atrakcje, dlatego przeczytajcie jeszcze relacje innych:
Ola domowa i jej relacja
Relacja Inez tutaj
Zezowaty Zorro i jego punkt widzenia
okiem Zielichy
W sobotę przed południem razem z Szymonem poprowadziłam grupę chętnych na warsztaty terenowe z rozpoznawania roślin jadalnych i leczniczych. Podczas warsztatów zebraliśmy rośliny jadalne z których Miłochna, Zielicha i Artur Bokła przyrządzili na ognisku obiad.
Po obiedzie Inez ogłosiła świeto octu, czyli OCTOBERFEST.
Ja pokazałam zlotowiczom matki octowe, opowiedziałam jak proste i pożyteczne jest samodzielne wykonywanie octów. Jaka jest różnica w fermentacji tlenowej i beztlenowej, czli jak niechcący zrobić wino zamiast octu.
Przywiozłam niezwykle mocny ocet z białych winogron bez użycia wody - Ph3 i z kwiatów nasturcji - piękny kolor i specyficzny kolor.
Ktoś ofiarował przepyszny miód i każdy mógł sporządzić sobie oxymel, czyli zdrowy i pysznynapój z octu, miodu i wody.
Inez przedstawiła sposób na wykonanie octu balsamicznego i kilka innych octowych informacji, dalej temat pociągnęła Basia - administratorka forum łuskiewnik, która przekazała wiele informacji nie tylko o octach, ale jak ważna jest właściwa flora bakteryjna w naszych jelitach.
Na "Kursie dla początkujacego zielarza" pokazałam uczestnikom jak przeprowadzić "fermentację" a raczej utlenianie enzymatyczne liści malin, jerzyn, czeremchy, jarząbu.
Degustowaliśmy przefermentowane i ususzone wcześniej liście wierzbówki kiprzycy i bergenii sercolistnej, czyli słynny Iwan czaj i Czirgijski czaj. Uczestnikom zdecydowanie lepiej smakowała wierzbówka kiprzyca.
Kolejnym punktem kursu była degustacja kwasu chlebowego i samodzielne wykonanie. Pokazałam wystrzałowo jak zmienia się nasycenie kwasu chlebowego CO2 z upływem czasu.
Wiozłam kilka litrów kwasu chlebowego na zlot, ale ta butelka poniżej wystrzeliła w bagazniku, zostało tylko zdjęcie :)
Z ziół przywiezionych z mojego ogródka zrobiłyśmy ziołomiód.
Dziewczyny miały okazje spróbować ziołomiódy, które przywiozłam z domu.
Używaliśmy takich narzedzi - bardzo przydatne polecam zakupić
Kiszony czosnek niedźwiedzi i pesto także cieszyły się powodzeniem.
Podczas kursu odwiedził nas prof. Łuczaj, zaskoczony był smakiem marmolady świerkowej i kolorem kwasu chlebowego, dotychczas miał okazje próbować ciemniejszych i gęstrzych, ale pochwalił smak i wykonanie, było mi bardzo miło :). Opowiedział nam o tradycji, rejonach i historii wytwarzania kwasu chlebowego.
ps. w butelce po żytniej jest szampan z kwiatów gruszy :)
Kursantki dostały na zakończenie starter do zrobienia kwasu chlebowego/chleba/barszczu, matke octową do samodzielnego wykonywania octów z czego dusza zapragnie :), sadzonki ziół i płukankę do włosów.
Dziewczyny obiecały, że będą po powrocie do domu informacje z kursu wdrażać w życie, zatem czekam niecierpliwie na ich relacje :)
Wszystko co dobre szybko sie kończy a do końca zostali :
DO ZOBACZENIA ZA ROK :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz